////Takich świąt nie da się zapomnieć
Ozdoby świąteczne

Takich świąt nie da się zapomnieć

Przeczytasz w 7 minut

Święta. Każdy z nas spędza je inaczej. Niektóre z nas chcą, aby ten dzień był wyjątkowy, magiczny. Domy pachnące lasem i cynamonem i przystrojone w migoczące lampki mają nas wprowadzić w tą atmosferę. Dla innych to znowu czas odpoczynku i nadrabiania zaległości filmowych. Jednak czy ktoś się spodziewa, że w święta nasze życie może obrócić się o 180 stopni?

Beata zaczęła pracować na recepcji jesienią. Oferta, którą znalazła była bardzo atrakcyjna jak dla zaocznej studentki. Nieopodatkowana pensja – jeszcze nie ukończyła 26 lat – w wysokości 2500 zł, wyżywienie w hotelowej restauracji, no i zakwaterowanie. Beata miała tylko jeden dylemat – wyprowadzka. W Zakopanem nie miała nikogo. Przez ponad 20 lat mieszkała w Krakowie. Tutaj chodziła do szkoły, teraz studiuje. W stolicy małopolski ma rodzinę, znajomych. Co jak ich wszystkich straci? Największą przeciwniczką zmian była mama – „Jak ty sobie poradzisz w obcym miejscu?”. Decyzja jednak zapadła…

Zbliżały się święta, więc pracy było coraz więcej. Hotel jest położony w bardzo atrakcyjnym miejscu w sercu Tatr. Z pokoi rozpościera się widok na jeden z obowiązkowych punktów turystów – Giewont. Śnieg w górach pojawił się wtedy wyjątkowo wcześnie. Już od września można było podziwiać ośnieżone wierzchołki najwyższych górskich pasm. To jeszcze bardziej rozpaliło serca miłośników Podhala.

Obowiązkiem Beaty w nowej pracy była obsługa klientów na recepcji. Czasem pomagała sprzątać, a jeśli była taka potrzeba, to również przygotowywała posiłki na kuchni. To nie był dla niej problem. Znana była z tego, że potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji. Była już kiedyś na stażu w małej firmie transportowej. Odbieranie telefonów to tylko mała część jej dniówki. Jeśli została o to poproszona z chęcią pomagała kierowcom, przeparkowywała dostawczaki, a nawet je myła. Wróćmy jednak do Zakopanego.

Coraz bliżej święta…

To był październik. Większość z nas nie myśli jeszcze o świętach. W niektórych sieciowych sklepach już co prawda zaczęły się pojawiać kalendarze adwentowe i czekoladowe mikołaje, jednak dalej dla większości społeczeństwa jest to tylko handlowa ciekawostka. Jednak nie na Podhalu. Kiedy my robiliśmy jesienne porządki, Beata odbierała pierwsze telefony, z zapytaniem o ofertę świąteczną. To był ciężki okres dla pracowników, a dla właścicieli „żniwa” lepsze niż w sezonie letnim.

Kiedy zamiast 10 rozmów dziennie, telefon dzwonił co kilka minut, do tego goście hotelowi przychodzili z pretensjami o najdziwniejsze rzeczy, Beata miała pierwszy kryzys i myślała o powrocie do Krakowa. Dodatkowo jej koleżanka zachorowała i na recepcji pracowała całkowicie sama po 12 godzin dziennie. Gorzej być nie może? Może… Zniknęły pieniądze z kasy a pierwsze podejrzenia padły na najmłodszą stażem pracownicę – czyli Beatę. I to ona jako pierwsza została wezwana „na dywanik” pod koniec swojej zmiany.

W gabinecie oprócz właściciela, znajdował się menadżer.

– Nie wezwiemy policji, jeśli powiesz kto to zrobił – rzekł do naszej bohaterki właściciel. Ona już była kłębkiem nerwów. Odpowiedziała tylko, że w czasie, kiedy się to stało, sprawdzała pokój po wyjeździe gości.

Właściciel nie był zbyt miłą osobą. Był to facet w wieku około 50 lat, z ostrymi rysami twarzy, charakterystycznymi dla górali. Menadżera nie spotkała wcześniej. Gdy Beata wyszła roztrzęsiona z gabinetu, poszła od razu do swojego pokoju. Nie minęło 15 minut, jak ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to menadżer. Na początku wystraszyła się go, pomyślała, że przyszedł ją zwolnić. Jednak usłyszała, żeby się nie przejmowała właścicielem, i wierzy jej, że nie ma z tym nic wspólnego. Ta wizyta to było jednak dla niej coś więcej. Przy właścicielu nie zwróciła na niego uwagi, a Robert był wysokim, bardzo przystojnym mężczyzną. Niby zamienili tylko dwa zdania, ale Beata już nie mogła zasnąć…

Początek czegoś nowego

Następnego dnia Robert przyszedł do pracy na 11. Uśmiechnął się ciepło do Beaty i poszedł do swoich obowiązków. Czy to był jakiś znak? Za godzinę przyszedł na recepcję i poprosił ją o raport z kasy za ostatni tydzień. Jak się okazało, to był tylko pretekst. W końcu Beata pracowała tam już od dwóch miesięcy a wcześniej jej o to nigdy nie poprosił. Na koniec spytał: – Może wybralibyśmy się po pracy na kolację?

Była wniebowzięta. Bez namysłu się zgodziła. Wieczorem umówili się na Krupówkach i Robert zabrał ją do jednej z polecanych w przewodnikach restauracji. To była bardzo romantyczna kolacja. Na stole kwiaty, zapalone świece, w tle góralska muzyka na żywo. On był też inny niż pracy. Zwykle przemykał niezauważony, tego dnia dało się z nim porozmawiać o wszystkim. Ten dzień był dla Beaty początkiem czegoś nowego.

Praca od tego dnia wyglądała już zupełnie inaczej. Nie liczyła się ilość telefonów, pretensje gości czy roszczenia właściciela. Najważniejsze było, czy Robert do niej przyjdzie, czy weźmie ją na kolejną randkę.

Spotykali się kilka razy w tygodniu, aż wreszcie na początku grudnia po kolacji Robert zaprosił ją do siebie. Miał niewielkie, dwupokojowe mieszkanie niedaleko od centrum Zakopanego. A w środku już wszystko przygotowane do spędzenia namiętnej nocy. Tak zaczął się ich związek. Razem spędzili swoje pierwsze święta w domu Beaty, w Krakowie. Jej partner został od razu zaakceptowany przez rodziców. Mało powiedzieć, że był dobrze wychowany. Był wręcz szarmancki. Po świętach już nie wracała do swojego pokoju w pracy tylko zamieszkała z Robertem. To wszystko było dla Beaty jak sen. Dogadywała się z Robertem jakby znali się od zawsze. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę w pracy i po niej. Robert spełniał każde jej zachcianki, Beata dbała o niego jak o największy skarb.

Minęło pół roku ich związku. Pod koniec czerwca pojechali razem na wakacyjną podróż po Grecji. I tam właśnie Robert się oświadczył. Była zaskoczą, ale po cudownie spędzonych 8 miesiącach razem nie miała cienia wątpliwości. Ze łzami w oczach ze wzruszenia powiedziała – Tak!
Po oświadczynach spędzili jeszcze tydzień na Półwyspie Bałkańskim.

Po powrocie do kraju rozpoczęli poszukiwanie sali weselnej. Beata i Robert nie utożsamiali się z żadną religią, więc nie musieli się martwić o ślub kościelny. Pozostawało więc tylko znalezienie odpowiedniego miejsca na wesele. Postanowili pójść na kompromis i wybrali miejsce między ich rodzinnymi domami – Rabkę. Dzwoniąc do popularnej karczmy, nie spodziewali się szybkich terminów, jednak okazało się, że zwolnił się ostatni piątek września jeszcze tego samego roku. Klamka zapadła. Beata była najszczęśliwszą osobą na świecie.

Kolejne święta razem?

Po ślubie nic się nie zmieniło. On dalej ją zaskakiwał, ona dbała aby niczego mu nie zabrakło. Myśleli o czymś więcej. – Może znajdziemy większe mieszkanie? – podpytywała czasami Beata. Nie powiedziała tego nigdy wprost, ale po ślubie, gdy czuła, że już jest w stabilnym związku, myślała o dziecku. Robert raczej niechętnie rozmawiał o zmianie zameldowania. W końcu miał już swoje mieszkanie, a zakup czegokolwiek w Zakopanem wiąże się z bardzo grubym portfelem.

Zbliżały się drugie wspólne święta. Beata mimo gorącego okresu w pracy, dostała kilka dni urlopu przed świętami. Z Robertem umówili się, że Wigilię spędzą w tym roku u jego rodziny, więc wolne postanowiła spędzić z rodzicami w Krakowie. Powrót zaplanowała na 24 grudnia rano. Jeszcze przed wyjazdem udało jej się ubrać choinkę. Jej partner nigdy o to nie dbał we własnym mieszkaniu, więc wszystko musiała zaplanować od zera. Sama wyszła z inicjatywą, że kupi żywą choinkę, bańki i kolorowe lampki. Cieszyło ją to, że może sama zająć się wystrojem. Po ubraniu drzewka spakowała się i Robert odwiózł ją na dworzec. Pożegnali się czule

– Kocham cię. Uważaj na siebie – te słowa partnera Beata zapamięta na zawsze…

Powrót z Krakowa trochę się przedłużył. Wiadomo, nikt nie chciał pożegnać córki na kolejne długie miesiące. Dodatkowo spakowanie „świątecznej wyprawki” do gabarytów torby podróżnej nie było prostą sprawą. Ostatecznie tata postanowił pożyczyć Beacie auto, aby „wzięła więcej potrzebnego na święta prowiantu”. I tak do pracy jeździ tramwajem, a mama ma drugie. Korki na Zakopiance też nie przyśpieszyły podróży. W rytmie piosenki „Last Christmas”, która akurat leciała w radiu, przekroczyła granicę Zakopanego. Wniosła ciężką torbę na drugie piętro. Otwarła drzwi kluczami, nigdy nie miała w zwyczaju pukać. Okazało się, że Roberta nie ma w mieszkaniu. Zapaliła choinkę, rozpakowała przywiezione rzeczy i chwyciła za telefon. „Ja już jestem w domu. Czy ty pracujesz? Czekam na ciebie”. Trochę to było dziwne, że go jeszcze niema w domu. W wigilię, w hotelu miała zostać tylko jedna osoba na recepcji. Czy coś się stało? Czy jednak była potrzebna pomoc w pracy? A może Robert pojechał pomóc rodzinie w przygotowaniach? To pierwsze myśli, jakie przychodziły jej do głowy.

łóżko małżeńskie
Łóżko/zdjęcie ilustracyjne

Beata poszła do sypialni, aby zacząć szykować się do wyjścia. Otwiera szafę i… w szafie zostały tylko jej rzeczy. Nie ma koszul, marynarki bielizny. Nie ma nawet krawatów, w których Robert nie lubił, ale musiał czasami chodzić. Serce zaczęło szybciej bić, spłycił się oddech, wypadło wszystko co miała w rękach. Beata kilka minut spędziła w bezruchu….

Po chwili jeszcze raz chwyciła za telefon i wysłała SMSa „Kiedy będziesz?” Jednak w tym momencie zdała sobie sprawę, że Robert już może nie wrócić. Rozejrzała się jeszcze po mieszkaniu i brakowało wielu rzeczy, z których jej partner korzystał na co dzień. Wziął ze sobą kosmetyki, ubrania, laptopa, a nawet telewizor.

Płacząc ściskała telefon, w nadziei, że przyjdzie odpowiedź na SMS. Zadzwoniła jeszcze kilka razy, jednak miał wyłączony telefon. Wykonała telefon do pracy i spytała koleżanki nie dając po sobie nic poznać:

– Czy Robert dzisiaj długo jeszcze pracuje?

Chwila ciszy.

– Czy macie ciche dni? – zapytała żartobliwie Kasia, która pracowała w hotelu od wakacji. – Robert złożył wypowiedzenie i wziął zaległy urlop. Nie pracuje już z nami od 3 dni.

To był dla Beaty szok. Przypomniała sobie czułe pożegnanie na dworcu. Słowa „kocham cię”. Ten długi i namiętny pocałunek… Nic nie zwiastowało takiego obrotu spraw. W tym momencie zdała sobie również sprawę jaka jest bezsilna. Znali się ponad rok, ale nic nie wiedziała o jego prywatnym życiu. Nie znała jego kolegów, nigdy nie była u jego rodziny, nie miała do nich telefonu. Tak naprawdę, znali się tylko z pracy i tylko to ich łączyło.

Nie wiedziała co zrobić. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Miała wcześniej trzech chłopaków, jednak były to tylko licealne romanse i nie traktowała ich poważnie. Teraz poczuła się opuszczona, samotna. Wciąż przecież miała świeże wspomnienia z wesela. I co, to miał być koniec? Beata zaglądnęła do szafki z alkoholem. Zostało whisky, które dostali na weselu. Mimo, że nie lubiła mocnych trunków, upiła się „rudą” do nieprzytomności i zasnęła.

Rano wydawało się, że to wszystko się nie wydarzyło. Po przebudzeniu poszukiwała swojego ukochanego na łóżku. Zanim doszła do siebie przytuliła jeszcze poduszkę, jak by to był on. Niestety, była kompletnie sama. Gdy już przypomniała sobie wczorajszy dzień, chwyciła za telefon. Chwila nadziei, 12 nieodebranych wiadomości i 4 nieodebrane połączenia. Jednak żadne od Roberta. To życzenia „Zdrowych i rodzinnych świąt dla Ciebie i męża” i nieodebrane połączenia od rodziców, którym nie dała znać, że dojechała. „Przepraszam, że nie odpisałam. Wracam do Krakowa”.

Minęły dwa tygodnie bezskutecznych prób skontaktowania się z Robertem. Beata była w bardzo złym stanie psychicznym. Wzięła od lekarza 3 tygodnie zwolnienia, ale tak naprawdę nie miała zamiaru wracać do Zakopanego. Czekała jeszcze, łudząc się, że jej mąż się odezwie. Że wytłumaczy, że musiał pilnie wyjechać, że nie chciał jej zostawiać, ale musiał. Że ją dalej kocha. W głowie pojawiały się różne myśli. Nawet ucieczki przed mafią.

Wszystkie wątpliwości rozwiała wiadomość z nieznanego numeru:

„Proszę weź swoje rzeczy z mieszkania do końca tygodnia. Robert”.

Pod koniec stycznia Beata pojechała z ojcem po rzeczy. I w jednej chwili smutek zmienił się w nienawiść. Przejeżdżając przez centrum Zakopanego zauważyła Roberta trzymającego się z Kasią za rękę. Z tą samą Kasią, z którą rozmawiała w wigilię… Od kiedy ją zdradza? Tego być może dowie się dopiero na sprawie rozwodowej.


Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione dla bezpieczeństwa bohaterów