Nadzieja na lepsze jutro

Przeczytasz w 4 minut

Powiadają, że gwiazdy potrafią słuchać ludzi. Stojąc na szczycie góry, spoglądając w niebo, możemy przez chwilę poczuć jak greccy bogowie dywagujący o losach świata. Tylko czasami gdzieś z dołu da się usłyszeć echo. To pewnie Hades próbuje wtrącić swoje trzy grosze… A między tym wszystkim – my. Osoby, które otrzymały dar życia i śmierci. Dar pamiętania i dar przebaczenia. Dar mądrości i dar głupoty. I w końcu… dar miłości i dar nienawiści. 

Czytając ten wstęp – z całą pewnością wielu osobom nasuwa się pytanie – jaki sens ma ten filozoficzny wywód? No właśnie… Historia, którą chcę wam opowiedzieć pełna jest nieoczywistości. Niemniej, gdy się ją zrozumie, nagle wszystko co napisałam zacznie mieć swoje powiązanie.  Każdy człowiek ma do napisania swój scenariusz i tylko od nas zależy – czy ten serial zwany „życiem” będzie mieć szczęśliwe zakończenie.

***

Nienawidzę czwartków. Tydzień w tydzień zostają wtedy po pracy i upijają się do porzygania.  Później wraca do domu całkowicie pijany i zaczyna się na mnie wyżywać. O tym, że mnie zdradza – też doskonale wiedziałam. Dla niego byłam tylko przedmiotem, któremu można grozić i go uderzyć. Gdy tylko się odważałam mu powiedzieć, że odchodzę zawsze mnie szantażował dziećmi.

– Zabiorę ci je, zostaniesz z niczym. Jeszcze raz mi się postawisz, a zamknę cię w łazience i nie dam jedzenia przez trzy dni. A teraz do garów psie… – tak, dobrze przeczytaliście. Właśnie w takich słowach zwrócił się do mnie dwa dni temu.

Jego pewność co do tego, że dzieci zostaną z nim – wiązała się z pieniędzmi. Nie pozwalał mi pracować, więc jedyne środki pochodziły od niego. Jak samotna matka bez grosza może utrzymać dwójkę nastolatków w świecie, gdzie ceny wciąż rosną? Jedno było pewne… Tak dłużej żyć nie mogłam. W tym roku kończyłam 35 lat. To jest moje życie, jedyne jakie będę mieć i wiedziałam, że muszę o nie walczyć.

Ostatni raz

Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. To był 16 lipca 2019 rok. Piękna, wakacyjna pogoda. Miałam wyjątkowo dobry humor. Byłyśmy z Marysią (moja ukochana córcia) na przejażdżce rowerowej. Po drodze zatrzymałyśmy się zjeść po dobrym lodzie. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, jak się czułam, gdy bałam się, że nie starczy mi 12 złotych, by zapłacić. Nie miałam żadnych oszczędności, bo i skąd. Przed rodziną musiałam grać, że nie jest tak źle. Z przyjaciółkami praktycznie nie miałam kontaktu, bo mi zabraniał. Niemniej, to był naprawdę super dzień… przynajmniej do pewnego momentu.

Na mieszkanie wróciłyśmy koło 17. Drzwi były otwarte. Gdy weszłyśmy do środku ujrzałam siedzącego przy stole w kuchni Tomasza. Był cały czerwony. Przeczuwałam kłopoty…

– Marysia, idź do pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę – rzekłam do córki.

– Ale dlaczego mamo? Coś się stało? – odparła.

– Nic, nic córciu… Za chwilę do ciebie przyjdę… No idź! – dodałam oznajmująco.

Gdy tylko Marysia odeszła, Tomasz wstał i szarpnął mnie z całej siły za rękę.

– Gdzie jest obiad dla mnie? Cały dzień siedzisz i nic nie robisz bezmózgi leniu. Nawet tego nie potrafisz zrobić. – krzyknął do mnie używając tych słów, po czym popchnął mnie na lodówkę.

Upadłam na płytki w kuchni. Poczułam ogromny ból w lędźwiach. Miałam w sobie jednak tyle adrenaliny, że udało mi się wstać i wybiec z mieszkania. Zrobiłam to po raz pierwszy i nie bez przyczyny.

Dowody

To co teraz napiszę pewnie mocno was zaskoczy, ale taki miałam plan. Niespełna dwa tygodnie temu byłam u detektywa. Poszłam tam i powiedziałam mu, że dam mu wszystko, choć nie mam zbyt wiele, jeśli tylko mi pomoże. Opowiedziałam mu o całym terrorze, który przeżywam…

Był to około czterdziestoletni mężczyzna. Muszę przyznać, że czuć było od niego taką troskliwość. Dodatkowo urody też mu nie brakowało. 

Słuchał mnie niezwykle uważnie. Gdy tylko skończyłam mówić delikatnie mnie objął i przetarł chusteczką łzy z mojej twarzy.

– Nie chcę od pani żadnych pieniędzy. Ten koszmar już za niedługo się skończy. Jeszcze dwa lata temu też miałem żonę, jednak niestety zmarła na raka. Była świetną kobietą i nie wyobrażam sobie, by mogła przeżywać coś takiego. Uwolnimy panią od tego i zrobimy tak, że dzieci zostaną z panią. O pracę też się niech pani nie martwi… Akurat poszukuje sekretarki. Mały kurs komputerowy wystarczy. – mówił do mnie z wyraźnym przekonaniem.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, jednak z tyłu głowy miałam ciągle przerażające myśli.

– Ale w jaki sposób mam go pokonać? On ma pieniądze, znajomości, a ja nic…

– Pani Aniu. Proszę mnie wysłuchać. Już nie na takich się trafiało w karierze. Zrobimy tak. Dam zaraz pani dwie kamerki, które ustawi pani w domu. Najlepiej kuchnia i wasza sypialnia. Tylko najważniejsze – ustawi je pani w taki sposób, by nie mógł ich zobaczyć. Obraz z nich i tak bezpośrednio trafia do nas. Ja w tym czasie zbiorę dowody na niego. Jakieś zdrady, może oszustwa podatkowe. Dodatkowo musi podać mi pani wszystkie osoby, które mogą zeznać za nami. Z tego, co pani opowiada – to o przemoc i awantury możemy być spokojni.  Musimy mieć przynajmniej ze dwa nagrania. 

– W porządku. I tak nie mam nic do stracenia. Przy nim to praktycznie, tak jakbym nie żyła. Tylko dzieci trzymają mnie życiu. Dla nich jestem gotowa na wszystko – dodałam.

Wolna i szczęśliwa

Tego dnia, gdy wybiegłam z mieszkania natychmiastowo udałam się do biura detektywistycznego. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, Paweł natychmiast przerwał rozmowę telefoniczną i mnie przytulił.

– Jak się czujesz? Wszystko widzieliśmy na nagraniu. Ten śmieć już nigdy więcej cię nie uderzy… Mój zaufany człowiek w zeszły czwartek zrobił zdjęcia, jak z jakąś kobietą wchodził do hotelu, a następnie żegnał się namiętnym pocałunkiem. Mamy też parę osób, w tym z twojej rodziny, którzy mają dowody i poświadczą jakim jest tyranem. Teraz najważniejsze byś zaczęła jak najszybciej u nas pracę, by brak pracy nie był argumentem za nim. Jest skończony…

I tak faktycznie było. Dwa miesiące później byłam już wolna. Nie tylko się rozwiodłam, ale Tomasz dostał zakaz zbliżania się do mnie.  Przez pewien czas po tych wydarzeniach mieszkałam z dziećmi u moich rodziców, którzy bardzo mi pomagali. Coraz lepiej układała się również moja relacja z Pawłem. Bardzo podobało mi się to, że w pracy traktował mnie jak normalnego pracownika. To dawało mi satysfakcję. Czułam się potrzebna i wyzwolona.

A jak jest dzisiaj? Od pół roku mieszkam już z Pawłem. Jest to człowiek, który uratował mnie w każdy możliwy sposób. Myślami byłam już w grobie, nie widziałam dla siebie nadziei. Los jednak sprawił, że moja gwiazda uniosła się wysoko ku niebu, a bogowie dali mi nowe lepsze życie.

Ania, 35 lat


Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione dla bezpieczeństwa bohaterów